Seria The Sims jest ukochana przez wielu graczy. Dla znacznej części użytkowników odpalenie jednej z części tego cyklu wiąże się z nieuchronnym powrotem ogromnego sentymentu. Ze wszystkich stron słychać jednak narzekania na jakość czwartej odsłony oraz politykę twórców. Zatem: quo vadis, Simsy?

Historia serii The Sims

Kultowa jedynka. Źródło: Aaron Parecki, Flickr (CC BY 2.0)

Wszystko zaczęło się w 2000 roku, a więc tak naprawdę u schyłku poprzedniego tysiąclecia. Wiele osób twierdzi, że XX wiek nie mógł się skończyć lepiej: na naszych komputerach zagościła pierwsza odsłona serii The Sims. Natychmiast pokochali ją gracze z całego świata. W końcu otrzymali dzieło, które do złudzenia jest w stanie symulować życie. Musimy iść do pracy, dbać o potrzeby stworzonych przez nas ludzi, a także zapewnić im ładny, funkcjonalny dom.

Brzmi jak bajka, prawda? Cztery lata do premiery drugiej części minęły niezwykle szybko. Wtedy to na rynku ukazała się kolejna odsłona, która dla wielu osób jest tą najlepszą – czy to prawda, pozostaje kwestią dyskusyjną. Niemniej jednak gracze byli jeszcze bardziej zachwyceni ogromem możliwości i niemal całkowitą dowolnością poprowadzenia życia Sima. Premiera The Sims 2 wiązała się także z obecnością mnóstwa dodatków, które są obecnie kultowe.

Warto wspomnieć chociażby o tytułach takich jak The Sims 2: Własny biznes albo The Sims 2: Podróże. Oferowały one możliwości, których nie zapewniła ani pierwsza odsłona, ani druga w podstawowej wersji. Gracze od tej pory mogli zapewnić swoim Simom wyjazd za granicę albo otworzenie własnej działalności gospodarczej – na przykład sklepu, który funkcjonuje niezwykle realistycznie, co jeszcze bardziej wpływa na frajdę z gry.

The Sims 3 – rewolucja!

Fani serii (których, swoją drogą, już w tamtym czasie było mnóstwo) musieli czekać pięć lat na premierę kolejnej odsłony. Tym razem mieliśmy do czynienia z rewolucją. The Sims 3 oferuje graczowi możliwość nieograniczonego zwiedzania… otwartego świata! Tego wcześniej nie było. Na początku dostaliśmy jedno miasto, a kolejne dodatki zapewniały możliwość poznawania nowych okolic. Nasi bohaterowie mogli się przeprowadzać do innych miejscowości, a każda z nich była skonstruowana niezwykle ciekawie.

Pod względem dodatków The Sims 3 również nie kuleje. Dostaliśmy na przykład The Sims 3: Wymarzone podróże, a więc tytuł, który znacznie rozwija możliwości znane z bliźniaczego dodatku do drugiej odsłony serii. Wystarczy powiedzieć, że mogliśmy wybrać docelowe lokalizacje inspirowane krajami takimi jak Chiny, Egipt oraz Francja. Każde z tych miejsc różniło się przede wszystkim kulturą oraz zróżnicowaniem zadań, które można wykonywać jako zawodowy podróżnik.

Granie w The Sims 3 pod wieloma względami przypominało bajkę. Razem z zakupem kolejnych dodatków możliwości stojących przed graczem było coraz więcej, aż w pewnym momencie do zobaczenia wszystkiego potrzeba było naprawdę setek długich godzin. Już wtedy jednak gra spotkała się z pewnymi zarzutami. Przede wszystkim narzekano na optymalizację i długie wczytywanie zapisu gry; gracze mieli nadzieję, że ten problem znany z The Sims 2 zostanie rozwiązany. Tak jednak nie było. Ponadto zwracano uwagę na politykę EA, która ewidentnie obrała kurs na wyciąganie wszystkich oszczędności z graczy, czego wyrazem była mnogość nowych dodatków oraz wprowadzenie mikrotransakcji.

The Sims 4, czyli obalenie rewolucji

W 2014 roku, po kolejnych pięciu latach czekania, gracze ponownie doczekali się nowej odsłony serii The Sims. Kampania reklamowa była w przypadku tego tytułu była bardziej rozbudowana niż kiedykolwiek wcześniej. EA obiecywało wiele. Mowa była przede wszystkim o jeszcze większym realizmie, o mnogości czynności, które mogli wykonywać Simowie. Wspomniano także o poprawie jakości sztucznej inteligencji, która – co niestety trzeba przyznać – nigdy nie była najmocniejszą stroną serii.

Jak to wyszło? Przede wszystkim – kontrowersyjnie. Nigdy wcześniej fani The Sims nie byli tak bardzo wzburzeni. Oczywiście gra zyskała wielu fanów, ale ci, którzy są przy niej od pierwszych części, poczuli się niemalże oszukani. Obiektywnie rzecz ujmując, nie można zarzucić The Sims 4 przesadnie dużo; to wciąż solidna gra, która daje sporo możliwości. Wszyscy mieli jednak z tyłu głowy wspomnienia płynące z grania w trzecią część, a może nawet i poprzednie. Kiedy porównamy oba te tytuły i zwrócimy przy tym uwagę na fakt, że dzieli je aż pięć lat (trzeba także podkreślić, że w tym czasie branża gier znacznie się rozwinęła), nie można nie narzekać.

Przede wszystkim EA zdecydowało się na bardzo ekscentryczny krok, a mianowicie pozbawienie graczy możliwości eksploracji ogromnego, niezmierzonego świata. W The Sims 3 sprawdzało się to znakomicie. Tutaj jednak miasto jest podzielone na pewne obszary. Co więcej, granice pomiędzy nimi są wręcz absurdalnie rozstawione. Podczas gry bardzo często nagle może nas zaskoczyć ekran ładowania lokalizacji, co jest praktycznie niedopuszczalne w tytułach z ostatnich lat.

Czy czwarta część była faktycznie aż tak zła?

The Sims 4 cierpi również na wiele innych przypadłości. Sztuczna inteligencja nadal nie jest przesadnie wybitna, a podstawowa wersja gry, pozbawiona jakichkolwiek dodatków, jest niezwykle uboga. EA rozszalało się pod tym względem, w pewnym sensie szantażując graczy: jeżeli nie kupicie co najmniej kilku niezwykle drogich dodatków, to radość z gry będzie znikoma. Warto wspomnieć, że ceny tych DLC są naprawdę wysokie – nawet teraz, w 2021, kosztują znacznie więcej, niż powinny.

Zarzuty można mnożyć, ale kopanie leżącego jest w tym miejscu niezbyt potrzebne. Wydaje się, że sam tytuł ucierpiał nie tylko przez dziwne podejście twórców do tej tematyki, ale przede wszystkim przez absurdalną politykę EA Games. Chcąc grać w „czwórkę” i bawić się tak samo jak przy poprzedniej edycji, należy zaopatrzyć się w szereg dodatków, które przynoszą naprawdę ciekawe zmiany. W jakiś sposób wynagradzają one dziwny podział świata oraz niedopracowaną sztuczną inteligencję. Cena grywalnego tytułu to jednak już nie nieco ponad sto złotych, ale około trzystu lub czterystu. Czy warto? Niektórzy powiedzą, że tak, lecz oczywiście nie brakuje niezadowolonych graczy.

W tym miejscu warto jednak zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które The Sims 4 zrobiło dobrze. Gracze chwalą między innymi optymalizację na słabszych sprzętach, rozbudowany system emocji (który mimo wszystko potrafi irytować), bardziej intuicyjny tryb tworzenia Simów, a także ogólną poprawę grafiki.

Quo vadis, The Sims?

Twórcy co jakiś czas wspominają o tym, że niebawem gracze otrzymają The Sims 5. Do tej pory nie doczekaliśmy się jednak jakichkolwiek konkretów – a trzeba wspomnieć, że od premiery czwartej części mija już siódmy rok! To rekord w historii serii. Oczywiście wierzymy w to, że piąta odsłona może już wkrótce zagościć na naszych komputerach (a także konsolach). W tym kontekście jest jednak kilka spraw, o które wręcz należy się martwić.

Przede wszystkim – czy polityka EA Games w jakiś sposób ulegnie zmianie? A raczej: czy będzie to zmiana na lepsze? Trudno sobie wyobrazić, żeby po komercyjnej porażce związanej z wydaniem The Sims 4 twórcy będą chcieli ryzykować i sprzedawać w zasadzie okrojony tytuł jako podstawową wersję gry. Z drugiej strony naprawdę ciężko to przewidzieć. Patrząc na poczynania tego wydawcy, nie można wykluczyć nieco mniej przyjemnego dla graczy rozwiązania

Ponadto, znając ciągoty EA Games do gier sieciowych, czy można obawiać się, że The Sims 5 będzie produkcją w pełni multiplayerową? Tego także nie wiemy, ale można przypuszczać, że tak właśnie będzie. Czy to dobry krok? Z jednej strony EA wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom współczesnego gracza, ale z drugiej – zupełnie zabije resztki uroków związanych z symulowaniem życia. Aby projekt tego typu się udał, ważne jest dopracowanie najdrobniejszych szczegółów, o co niestety próżno podejrzewać EA. 

Na razie nic nie jest pewne

Oczywiście scenariusze opisane w poprzednim podrozdziale są wyłącznie przypuszczeniami, a twórcy nie zająknęli się na ten temat ani jednym słowem. Wiemy tylko, że The Sims 5 w niedalekiej przyszłości… cóż, może się ukazać. Wydaje się jednak, że przypuszczenia te są w dużej mierze prawdopodobne, biorąc pod uwagę ryzykowną, grząską drogę, którą kroczy ten wydawca w kontekście swoich pozostałych produkcji. Jak będzie tak naprawdę – przekonamy się prawdopodobnie niebawem.