I niestety dopadła mnie czarna rzeczywistość. I to najbardziej czarna, jak mogła – zainstalowałam Windowsa. Unikałam Windowsa, jak mogłam długie lata, ale niestety jest kilka bajerów do których go potrzebuje. Z uwagi na to, że mam w końcu sprzęt, który jest w stanie udźwignąć go bez wieszania się zainstalowałam Windows 10. I się zaczęło. To przecież Windows, przydałby się antywirus. Ale co wybrać? Polecam mały, domowy test. Nie jest on co prawda mega genialnym odkryciem, ale na pewno pomoże wyeliminować totalne dna antywirusowe, jak Windows Defender i uchroni nas przed bronieniem się, brakiem ochrony.

Było to jakiś czas temu, więc metoda testowania ma kilka ładnych lat. Wszystkie firmy produkujące wirusy umówiły się, że będą wykrywały niżej wzmiankowany kod i charakteryzowały go, jako zagrożenie. W ten sposób sprawdzić można, jak system antywirusowy radzi sobie z przetwarzaniem “zainfekowanych” plików.

X5O!P%@AP[4\PZX54(P^)7CC)7}$EICAR-STANDARD-ANTIVIRUS-TEST-FILE!$H+H*

Od razu muszę Was poinformować – kod ten nie robi absolutnie nic złego. Popycha on tylko system antywirusowy do wywalenia okienka: ZNALAZŁEM WIRUSA, YUPI!!! Bierzemy zatem ciąg znaków, kopiujemy i zapisujemy, jako plik na dysku. Może to być plik wykonywalny (.com lub .exe) albo dokument (.doc, .txt). Co sobie tam życzycie.

screen_nod32

Jednakże, zapisanie ciągu znaków na dysku i sprawdzenie, czy antywirus zareaguje to nie jedyny test, jaki można przeprowadzić. Plik można stworzyć na serwerze i pobierać po http, https lub ftp, aby sprawdzić, czy antywirus reaguje na pliki ściągane z internetu.

Dla tych, co lubią dowcipkować polecamy umieszczenie sobie kodu, jako opis na komunikatorze IM, na przykład na Skype. Ciekawe, któremu z Waszych znajomych antywirus wywali Skype z systemu 🙂 🙂 🙂