Stało się. Huawei ucierpi jeszcze bardziej, niż mogliśmy kiedykolwiek przypuszczać. Chińska marka smartfonów może nie wrócić do łask, a Joe Biden jest jednym z powodów takiego stanu rzeczy.

Wybory w USA znaczą dla technologii więcej, niż moglibyśmy się spodziewać

Barack Obama powiedział kiedyś bardzo ważne słowa: „The relationship between the United States and China is the most important bilateral relationship of the 21st century.” („Stosunki między USA a Chinami to najważniejsza dwustronna relacja XXI wieku.”). Niewiele to zmienia w postrzeganiu problematyki tej relacji, jednak od tamtego momentu w świadomości społecznej było wiadome, że to dwie najważniejsze osie współczesnego świata. Z każdym kolejnym rokiem widzimy to coraz dokładniej – w ostatnich latach wykształciła się zawzięta rywalizacja między dwoma potęgami.

Co się zmieniło od 2008 roku, kiedy Barack Obama wygrał wybory po raz pierwszy? Naprawdę wiele – szczególnie w kontekście rynku technologii. Zaczęły się przekomarzania pomiędzy tymi dwoma gigantami na różnych płaszczyznach. To okres oskarżania chińskich firm o szpiegostwo, banowania Huawei i aresztowań jego prezesów. Niedawno dotarła do nas kolejna informacja, która jest jasnym sygnałem, że Joe Biden nie zamierza zmieniać kursu w stosunku do polityki Donalda Trumpa wobec Chin. Dziś wiemy, że Huawei nie spodziewa się, że ta prezydentura cokolwiek zmieni w kwestii sytuacji związanej z systemami operacyjnymi i procesorami. Ta walka trwa od lat. Przejdźmy krok po kroku przez jej etapy i zastanówmy się, jak rynek technologii zmieni się w obliczu sprzedaży marki Honor.

Zacznijmy od podstaw – trudna historia wzajemnej relacji między USA a Chinami

Joe Biden jako prezydent oczywiście stanowi przeciwny biegun polityczny w stosunku do Donalda Trumpa. Czy to oznacza zwrot polityki w kwestii Huawei i Chin? Niezupełnie. Warto podkreślić, że przecież to w trakcie rządów Donalda Trumpa Chiny zyskały ogromną siłę. Wielu patrzy na byłego już prezydenta USA jak na wojownika o lepszą pozycję amerykańskich marek. To jednak za jego kadencji Chiny stały się prawdziwym supermocarstwem. Nie jest to odosobniona opinia – potwierdzają to artykuły z renomowanych źródeł, takich jak NDTV czy DW.com. Mało tego; porusza się temat tego, że paradoksalnie to Donald Trump jest z perspektywy Xi Jinpinga (sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin) lepszym dla chińskich interesów prezydentem USA.

Na razie brzmi to jak kolejna teoria, która ma odwrócić uwagę od prawdziwego problemu. Przyjrzyjmy się jednak temu, jak relacja Chin i USA zmieniała się w trakcie rządów Donalda Trumpa. Jako prezydent wiele mówił o Państwie Środka – często w bardzo agresywny sposób. Były to jednak pozory, które nie odzwierciedlają prawdziwej sytuacji.

Samotna wyspa, która nie układa się już z nikim

USA przez wiele lat  działało w roli „żandarma światowego”, angażując się w sprawy różnych krajów. Polityka Donalda Trumpa była jednak bardziej skoncentrowana na wewnętrznych działaniach państwa. Można było odnieść wrażenie, że zamiast korzystania z tego, co Stany mają do zaoferowania globalnym rynkom, ekonomia idzie w stronę izolacji. To niestety doprowadziło do jeszcze  większego spadku potencjału USA. Chiny – mimo amerykańskiego ostrzału w mediach – budowały kolejne przytułki na całym świecie

W krótkim czasie inwestycje Państwa Środka opanowały całą Afrykę. Chiny dogadały się także z UE w sprawie porozumień handlowych i budowy tak zwanego Nowego Jedwabnego Szlaku. Widać tutaj mądre budowanie swojej pozycji, co teraz daje rewelacyjne efekty. Według licznych prognoz Chiny bardzo szybko wyprzedzą USA jako najbogatsza gospodarka na świecie. Wynika to po części z tego, że Stany nie radzą sobie z własnymi zasobami. Trawi je kryzys za kryzysem, a pandemia stanowi gwóźdź do trumny. Nie chodzi tu bynajmniej o to, że w Chinach nie ma kryzysów, czy że kraj staje się faktyczną komunistyczną utopią. Tak nie jest – Państwo Środka doskonale wykorzystuje jednak możliwości współczesnej technologii i potencjał drzemiący w ogromnej, stosunkowo jednorodnej populacji.

W dobie globalnej wioski liczy się zarówno zdolność do współpracy, jak i działania na własną rękę

Chiny mają bardzo konkretne plany, które realizują niezwykle skutecznie. Konsekwencja w dążeniu do celu jest bardzo mocno zakorzeniona w kulturze tego kraju, która nie jest tak podatna na zachodnie wpływy, jak na przykład w przypadku Japonii czy Korei. Chiny dostały czas, którego potrzebowały, by podbić świat. Metody prowadzenia polityki przez rządy ChRL okazały się niezwykle skuteczne za czasów prezydentury Donalda Trumpa. Gdyby Donald Trump pozostał dalej na swoim stanowisku, być może udałoby im się osiągnąć jeszcze więcej. Teraz sprawa nie jest jednak tak oczywista.

Cofnijmy się do 2016. Jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Trump nie został prezydentem?

Hillary Clinton jako kandydatka nie była kojarzona z wrogim nastawieniem wobec Chin. Zapewne realizowałaby jednak politykę Baracka Obamy – ostrożna współpraca, ale jednak przy próbach wzmacniania pozycji USA w skali świata. Obama starał się dotrzeć tam, gdzie Amerykanie nie są do końca mile widziani – pierwszy czarnoskóry prezydent USA próbował odnowić relacje z Kubą czy paktować z Iranem. W skali areny międzynarodowej takich ruchów było na tyle dużo, że same Chiny odebrały to jako atak. Stany budowały wtedy jeszcze faktyczny wizerunek „światowego żandarma”. Dziś przypominają bardziej odgrodzoną, zamurowaną wyspę, która nie chce z nikim współpracować, zmienia podejście do NATO i ONZ, a jej działania są dość nieprzewidywalne. Być może Joe Biden zupełnie zmieni kurs – przekonamy się o tym już w przyszłym roku.

Gdyby Donald Trump nie został prezydentem, relacje USA z Chinami prawdopodobnie byłyby znacznie lepsze. Ciężko powiedzieć, jak wyglądałaby sytuacja gospodarcza – Państwo Środka wciąż z pewnością kontynuowałoby stanowczy, dynamiczny rozwój. Politycznie jednak przypomnijmy sobie, że Barack Obama nie miał tendencji do obwiniania Chińczyków o wszystko i systematycznego atakowania ich w przemówieniach oraz na Twitterze. A to w dyplomacji jest całkiem istotne.

Jeżeli Stany próbują faktycznie wpłynąć na Chiny – robią to źle

Niezależnie od administracji rola Chin rośnie. Szczególnie dzięki zdolności tego kraju do adaptowania zachodnich systemów do swoich potrzeb. To także efekt innowacyjności i rozwoju technologii. Chińczycy potrafią doskonale wykorzystać Huawei, Alibabę czy inne znane koncerny w umacnianiu swojej pozycji na świecie. Tanie telefony w Afryce? Nie ma problemu! USA takiej mocy nie ma – Stany nie panują nad swoimi monopolami, a próby ograniczania ich wpływu kończą się tak samo, jak w przypadku prób ograniczania potencjału Chin.

Być może prezydentura Joe Bidena i otwarcie się USA na odgrywanie faktycznej roli „światowego żandarma” będzie szansą na sukces. To jednak i tak sukces tymczasowy. Chiny wyprzedzą USA na płaszczyźnie gospodarczej – to już praktycznie pewne; pozostaje tylko pytanie kiedy.

Joe Biden w tym całym politycznym spektaklu wygląda jak nic nieznaczące ziarenko piasku

Sytuacja na płaszczyźnie Chiny–USA jest bardzo skomplikowana. Niewątpliwie polityka Joe Bidena nie może być taka sama, jak Baracka Obamy. W jego czasach USA miało jeszcze potencjał do utrzymania dominacji, dziś jest to raczej przegrana walka. To Chiny dyktują warunki. Państwo Środka uwierzyło, że może to robić – lata administracji Donalda Trumpa, nawet pomimo radykalnych prób ukrócenia rozwoju wschodniego giganta, nie doprowadziły do niczego.

Chiny urosły w siłę i Joe Biden tego nie zatrzyma. Nie oznacza to jednak, że Chiny mogą otwierać szampana. Bardziej zbilansowana polityka, która otwiera się na dialog i pozwala na stawianie Chin na równi z USA, była przez lata metodą na kontrowanie bardziej agresywnych prób zdominowania świata przez Chińczyków. Niewykluczone jest, że zamiast razić w swoich własnych producentów (np. Qualcomma), Stany zwrócą się w kierunku ograniczania roli podmiotów z Chin. To bardziej skuteczna taktyka, która jednak traci na znaczeniu w XXI wieku. Zarówno Chiny chcą inwestować w USA, jak amerykańscy bogacze w Chiny. To układ idealny właśnie dla Państwa Środka, który powoduje odpływ majątku z Ameryki do Azji.

Joe Biden nie jest zbawieniem dla Huawei, ale temat jest znacznie bardziej rozbudowany. Dziś możemy ocenić, że wybór tego konkretnego prezydenta ma ogromne znaczenie dla całego rynku. Być może wyniki wyborów nie są w ogóle korzystne dla Chin. Ślady tego widać już dziś – wystarczy przyjrzeć się kryzysowi w Huawei, który zmusił ich do sprzedaży firmy Honor.

Sprzedaż Honora – cios czy szansa na rozwój? Czy stał za tym Joe Biden?

honor

Firma Honor została sprzedana. To informacja, która nieco zmieniła podejście do chińskiego giganta. Co się kryje za tą transakcją? Ciężko jest jednoznacznie powiedzieć. Marka Honor była przez lata bardzo ważną gałęzią sprzedaży Huawei. Teraz będzie podążała w zupełnie innym kierunku. To zła informacja dla obydwóch z nich, chociaż Honor utrzyma poprzednie kontakty handlowe i kadrę. Pytanie tylko, czy bez zaplecza Huawei uda się jej rywalizować na rynku. Prawdopodobnie tak – z pewnością jednak odbije się to na chińskim rynku smartfonów. Marka będzie w końcu mogła rywalizować z samym Huaweiem, lecz z tej „bratobójczej” walki raczej nie wyjdzie nic dobrego. Warto mieć na uwadze, że może to być też po prostu pewien wentyl bezpieczeństwa Huawei, którzy chcą w mniej lub bardziej legalny sposób kontrolować Honora dalej, ale czerpać z jego korzystnych układów z Qualcommem i innymi dostawcami.

O sprzedaży Honora przesądził fakt, że Huawei nie uważa, że Biden to szansa na odwrócenie losu firmy. W oświadczeniu, które marka wydała po wyrażeniu chęci sprzedaży Honora możemy poznać oficjalne przyczyny. Firma podaje, że celem jest przede wszystkim zapewnienie Honorowi dostępu do odpowiedniego łańcucha dostaw, gdy Huawei jest go pozbawiony.

Joe Biden raczej nie zniesie zakazu dla Huawei

Sprowadza się to do tego, że prawdopodobnie Joe Biden nie zamierza cofnąć zakazu handlowego dla Huawei – być może nawet myśli o pogłębieniu go. Wówczas Honor, który stanowi dosyć dochodowy człon Huawei, może ucierpieć jeszcze mocniej. Lepiej oddzielić markę już teraz i stworzyć odrębny brand, który będzie zarządzany niezależnie, niż trzymać go przy sobie i patrzeć, jak umiera wraz z mobilnym działem Huawei. Sytuacja ta jest bardzo skomplikowana i pewnie trochę smutna dla fanów tej marki w Polsce, których nie brakuje. Honor to pierwsza ofiara prezydentury Joe Bidena, ale paradoksalnie może oznaczać to dla tej firmy ogromną szansę na rozwój. Jeśli odpowiednio wykorzysta swoje zasoby i potencjał wymiany handlowej z USA, być może stanie się Huawei 2.0, jednak pozbawionym banów i złej opinii.

Joe Biden to nowe rozdanie na globalnych rynkach

Wygląda na to, że przed nowym prezydentem USA stoi naprawdę trudne zadanie. Joe Biden musi objąć najważniejszy urząd w państwie, które targane jest konfliktem gospodarczym z drugim co do wielkości gospodarki gigantem na świecie. Mało tego – oddech dalekowschodniego rywala słychać już coraz bliżej. Być może nowemu prezydentowi USA uda się grać z Chinami jak równy z równym. Miejmy jedynie nadzieję, żeby nie okazało się to szkodą dla nas jako konsumentów i po prostu ludzi. To właśnie szary obywatel zawsze obrywa z każdej strony, gdy w polityce  globalnej stanie się coś złego – pamiętajmy, że efekty działań największych gospodarek na świecie odczujemy także w Polsce.

Plan zniwelowania chińskich planów o dominacji świata Donalda Trumpa wyglądał bardzo dobrze – ale tylko na papierze. Niewielu ekspertów mogło prognozować, że pasywna, bierna i oparta na współpracy relacja USA i Chin, którą realizował obóz Demokratów, będzie skuteczniejsza. To jednak tylko wycinek całej problematyki. Jak to się wszystko ułoży? Zobaczymy dopiero za kilka lat. Liczymy na to, że dojdzie do porozumienia, które pozwoli Chinom na realizację swoich celów przy zachowaniu pokoju i bez nadmiernych tendencji do ekspansji terytorialnej.

Źródła: GSMArena, NDTV, DW.com, Brookings, Huawei