Starlink to jedno z najgłośniejszych przedsięwzięć, w jakie ostatnimi czasy zaangażował się Elon Musk. Jest ono mocno medialne i wszystkie znane środki przekazu zdają się zwracać na nie uwagę. Jest to telekomunikacyjny system satelitarny. Tworzony jest przez amerykańską firmę SpaceX, która należy do jednego z najbardziej wpływowych ludzi na świecie, czyli wzmiankowanego wcześniej Elona Muska. System ten docelowo ma się składać z aż 12 tysięcy satelitów. Jest to naprawdę pokaźna ilość. Będą one umieszczone na niskiej orbicie okołoziemskiej, czyli LEO. Projekt zakłada umieszczenie wielu satelit na trzech wysokościach: 340 km, 550 km, 1150 km nad Ziemią. Co ciekawe, satelity nie mają na celu monitorowania. Znajdą się one na orbicie po to, aby zapewnić dostęp do sieci internetowej dla całej kuli ziemskiej.

Elon Musk ma naprawdę bardzo wymagające zadanie. Plany na stworzenie sieci, która dotrze w każde miejsce na ziemi, to naprawdę bardzo interesujące przedsięwzięcie. Co ciekawe, pierwsze satelity z tego projektu zostały umieszczone na orbicie w 2019 roku. Co więcej, do połowy 2020 roku na tej samej orbicie pojawiło się kilkaset nowych satelit. Wygląda więc na to, że projekt, który wydawał się nieosiągalny, radzi sobie naprawdę nieźle. W tym roku na orbicie umieszczono aż 1500 nowych satelit. Do transportu satelit na orbitę używa się rakiet Falcon 9. Oczywiście projekt Elona jest szeroko komentowany w mediach.

Okazuje się jednak, że mimo tego, że na orbicie nie ma jeszcze planowanych 12 tysięcy satelit, to globalny zasięg jest możliwy.

Na tę chwilę konstelacja liczy 1800 satelitów. Plany były na więcej, ale jak wiadomo, rzeczywistość weryfikuje. Mimo tego, osoby odpowiedzialne za projekt uważają, że przy takiej liczbie satelit na orbicie są w stanie już teraz osiągnąć globalny zasięg. Co ciekawe, mimo tego, że liczba satelit nie jest zakładana, firma chce czekać ze startem rozwiązania tylko kilkanaście tygodni. Są oni przekonani, że na tę chwilę wszystko zadziała tak, jak planowano. Okazuje się, że planowany start usługi planowany jest przez firmę SpaceX na… wrzesień tego roku. Chyba nikt nie spodziewał się tego, że usługa Elona Muska ruszy już na dniach. Co ciekawe, New York Times pokazał, że naukowcy nie są w stanie jeszcze stwierdzić, czy użyte rozwiązania będą skuteczne. Większość z nich wydaje się spostrzegać, że prace idą w bardzo dobrym kierunku.

Starlink

Okazuje się jednak, że Starlink może mieć pewne ograniczenia, jeżeli projekt uruchomi się wcześniej.

Prezes SpaceX, Gwynne Shotwell, zaznaczył bowiem, że trudno mówić o pełnym dostępie do usług szerokopasmowym we wszystkich zakątkach świata w takim przypadku. Osiągnięcie takiego stanu będzie możliwe, tylko i wyłącznie po uzyskaniu niezbędnych zgód od władz poszczególnych krajów, co może zająć stosunkowo dużo czasu. Jak jednak wiemy, biurokracja idzie inną drogą niż ewolucja i rozwój i takowa potrafi go hamować. . Na obecną chwilę usługę Starlink testuje się w tylko Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanadzie.

Starlink zarejestrował jednak oddziały w jeszcze kilku państwa, w tym kilku europejskich.

Swoje oddziały firma ma mieć choćby w Austrii, Australii, Argentynie, Brazylii, Francji, Chile, Kolumbii, Grecji, Hiszpanii, Irlandii, Meksyku, Holandii, Niemczech, Nowej Zelandii, Filipinach, Republice Południowej Afryki i Włoszech. Z informacji na temat testów, które miały miejsce zimą wynika, że wtedy usługę testowało około 10 tys. użytkowników. W ramach upływu czasu liczba ta zaczęła rosnąć. Zainteresowanie usługą okazało się na tyle duże, że w maju 2021 SpaceX odnotowała 500 tysięcy zamówień. Możemy się zatem spodziewać, że we wrześniu do testów dołączą kolejni użytkownicy i że będzie ich naprawdę sporo.

Starlink

Satelity Starlink krążące po orbicie okołoziemskiej w formie konstelacji mają spore grono przeciwników

Tak chyba jest z każdym postępem technologicznym. Sieć 5G, nowe szczepionki mRNA — ludzie boją się nowego i nieznanego i to sprawia, że zaczynają panikować. Przeciwnicy rozwiązania od Muska to jednak naukowcy, a nie szarlatani. Problem z nową usługą mają astronomowie. Według nich nowe satelity będę zanieczyszczać obserwacje kosmosu za pomocą sztucznego światła. Poza tym naukowcy zwracają uwagę na coraz większy problem kosmicznych śmieci. Chodzi dokładnie o satelity, które zostaną uszkodzone. Coś w tym jest. Nie potrafimy utrzymać z porządku naszej planety, a teraz bierzemy się za śmiecenie w kosmosie. W odpowiedzi na część zarzutów firma SpaceX zdecydowała się na zbudowanie satelitów odbijających mniej światła (satelity „Darksat”).

Dzięki Darksat nie zobaczycie satelit Starlink na niebie.

Darksat to eksperymentalny satelita, którego SpaceX testował. DarkSat wykorzystuje przyciemniony układ fazowy i anteny paraboliczne w celu zmniejszenia jasności o około 55%. Trzeba niestety szczerze przyznać, że niestety nie rozwiązuje problemu świecenia w podczerwieni. Właśnie dlatego firma SpaceX miała jeszcze inne plany i aby wyeliminować problemy. Ich zadaniem było dodanie do satelitów osłon parabolicznych. Wszystko po to, aby jeszcze zmniejszyć ilość odbijanego światła w ramach prototypu VisorSat. SpaceX zmienił też sposób, w jaki satelity poruszają się na orbicie. Chodzi o to, że teraz wykorzysta nową metodę wzniesienia na orbitę docelową, która zminimalizuje odbijane promienie słoneczne.

Starlink

Na tę chwilę SpaceX ma sporo planów na rozwój Starlink.

Zacznijmy może od tego, że satelitarny internet mało komu kojarzy się z usługami mobilnymi. Okazuje się, że projekt od SpaceX ma zmienić to podejście. Wszystko za sprawą kolejnych satelit i wprowadzenia kilku aktualizacji do oprogramowania nimi sterującego. Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli, to wcale nie znaczy, że internet od SpaceX będzie działać na smartfonach, które na co dzień trzymamy w kieszeni. Chodzi bardziej o internet dla przewoźników różnego typu: autobusy, ciężarówki czy też nawet jachcie. Bardzo ciekawe jest także, iż docelowo system od SpaceX ma umożliwiać pobieranie danych z prędkością sięgającą 10 Gb/s. To naprawdę ogromne prędkości i trzeba przyznać, że firma ma niesamowicie ambitny plan rozwoju. Aktualnie użytkownicy systemu Starlink osiągają prędkości pobierania danych na poziomie 150 Mb/s, ale Elon Musk obiecuje takie osiągi jak prędkość 300 Mb/s i ping 20 ms.

Trzeba też wspomnieć, że Starlink to różnego rodzaju udoskonalenia, które wprowadzane są cały czas.

Zacznijmy od tego, że firma SpaceX cały czas udoskonala projekt terminala. Prace modyfikacyjne idą pełną parą, zwłaszcza jeżeli chodzi o obniżenia kosztów produkcji. Wszystko dlatego, że obecnie SpaceX dopłaca do każdej sztuki sprzętu. Wygląda to tak, że klienci kupują sprzęt za mniej, niż kosztuje jego produkcja. Na dłuższą metę taka polityka nie wyjdzie firmie na dobre. Można dokładać w trakcie startu projektu, ale w przyszłości musi się to zmienić.

Niepewność związania ze startem Starlink ma zatem swoje podstawy.

Mamy jednak nadzieje, że SpaceX weźmie odpowiedzialność za swoje dzieło i pomyśli o tym, ja zadbać o brak zanieczyszczeń kosmosu oraz o nieprzeszkadzanie astronomom. Nie takie rzeczy wymyślała nauka. Zapewne i to będzie możliwe. Nowy system satelit może być niesamowicie rewelacyjnym rozwiązaniem, ale jego uruchomienie globalne należy zaplanować z głową. Warto zrobić to tak, aby przyniósł on więcej korzyści niż szkód, a najlepiej jakby szkód nie przynosił w ogóle. Pamiętajmy też, że nie jest to jedyny tego typu projekt na Ziemi. Do konkurencyjnych projektów należą: projekt OneWeb budowany przez konsorcjum firm SoftBank, Qualcomm i Virgin Group, projekt Athena firmy PointView Tech LLC i projekt firmy Facebook. Także — konkurencja nie śpi i pewnie tylko czeka, aż SpaceX poślizgnie się przysłowiowa noga. Byłoby naprawdę szkoda, bo Elon Musk jest wizjonerem i jego projekty wydają się naprawdę potrzebne ludziom i przyszłościowe.

Przemek jest mózgiem operacyjnym SpeedTest.pl. Studiował na Politechnice Wrocławskiej elektronikę i telekomunikację. Zarządza projektami IT, relacjami z klientami oraz nadzoruje procesy rozwoju. Prywatnie zaangażowany w rodzinę, wsparcie różnych działalności charytatywnych i projekty ekstremalne.