Zapewne większość obecnych trzydziestolatków pamięta japońską bajkę “Kapitan Tsubasa”. W naszym kraju znana była pod innymi tytułami: “Kapitan Jastrząb” i “Capitan Hawk”. Z drapieżnym ptakiem to japońskie anime miało mało wspólnego, ale prawda jest taka, że w latach 90 przyciągało przed ekrany masę dzieciaków pragnącym emocji piłkarskich. Tytułowy bohater, czyli nastoletni Tsubasa Ozora skradł serca niejednej osoby — zarówno chłopców, jak i dziewcząt. Z tytułem tym jest jak z Pokemonami, czy z Mario Bros — nostalgia sprawia, że do marki bardzo chętnie się powraca. Sam oddałbym wiele, aby znów oglądnąć tę bajkę, albo w nią zagrać. Są oczywiście filmy, które pomyślały o tym, że marzenia można przełożyć na zysk. Tak pojawiło się Rise of New Champions.

Słynny “Kapitan Jastrząb” miał wiele odsłon na konsole i komputer. Wszystkie jednak miały wadę, która uniemożliwiała, ciśniecie w nie na europejskim rynku. Były one bowiem całkowicie po japońsku. Wszystko zaczęło się od “kadridży” do starego, dobrego Pegasusa, wiele lat temu, kiedy mamuty spacerowały po ziemi (no dobra, może nie aż tak dawno). W grze było pełno japońskich krzaczków niezrozumiałych dla dziecka (nawet teraz nie dałbym rady tego przetłumaczyć). Minęło wiele lat, zanim doczekaliśmy się tytułu, który można by było przeczytać w Europie bez wielu lat nauki “krzaczków”. Tak naprawdę Rise of New Champions jest pierwszym takim tytułem, który właśnie się pojawił.

Kapitan Tsubasa to anime, które bardzo zapadło w moją pamięć.

Serial anime emitowany był w latach 90 na kanale Polonia 1. Jak to bajka tego typu, pełen był wątków personalnych, nawet miłosnych. Najważniejsze jednak były… mecze. Z perspektywy czasu bawi mnie bardzo systematyka serialu pod tym kątem i jego absurdalność, ale jako dzieciak cieszyłem się jak głupi. Kto by teraz pomyślał, mając trzydzieści lat, że piłka do bramki może lecieć kilka odcinków, a w tym czasie bohater może smuć wewnętrzne przemyślenia, a nawet przemianę emocjonalną? Pominę też fakt, że większość wykonywanych przez bohaterów popisów gimnastycznych w trakcie rozgrywki byłaby w rzeczywistości niemożliwa. To w końcu bajka i nie realizm był tutaj głównym wątkiem.

Kapitan Tsubasa to przede wszystkim epickość gatunku i to przeniosło się na grę.

Twórcy gry bardzo dobrze wiedzieli, co trzeba zrobić, aby to odczucie z anime towarzyszyło fanom w trakcie rozgrywki w nowych tytule. Już w samouczku, który rozpoczyna grę, uczymy się, jak robić objechane akcje, spektakularne i widowiskowe wślizgi oraz specjalne ataki na bramkę. Wszystko to, co fani anime pamiętają z telewizorów. Nie wiem, jak zareaguje na to publiczność, która nigdy nie widziała kreskówki. Możliwe, że nie wzbudzi w nich to zainteresowania. Na pewno jednak spodoba się fanom tytułu “Kapitan Jastrząb”.

Tsubasa, Rise of the Championship,

Kapitan Tsubasa w wersji konsolowej na jednak swoje ograniczenia, która nawet w przypadku nostalgii mogą dać się we znaki.

Kiedy rozpoczyna się tryb rozgrywki, pierwsze minuty mogą wydać się dziwne i niekomfortowe. Wszystko dlatego, że nie bardzo wiadomo, którym guzikiem robi się jakie podanie, którym się odbiera piłkę i którym się kontruje odbieranie piłki. To trochę taka walka w ciemno. Potrzeba kilku minut, aby ogarnąć, jak to się robi. To, co ciągnie do rozgrywki, to zjawiskowe akcje i starcia, które wyglądają jak walka starożytnych samurajów. W końcu to japoński tytuł więc zapewne można to odczuć w trakcie potyczek. Ciekawostką jest też, że odpalają się króciutkie wstawki wideo, które pokazują popisowy drybling i zwody.

Kapitan Tsubasa w wersji anime bardzo chełpił kapitanów drużyn.

W grze nie tylko oni mają specjalne atrybuty. Każdy zawodnik ma swoją specjalną charakterystykę i unikalne cechy. Jeden jest superstrzelcem i potrafi niesamowicie dryblować, drugi ma potężne wślizgi, a kolejny z łatwością odbiera piłkę najsilniejszym. Im dłużej gramy, tym więcej tych zależności staje się dla nas bardzo klarowne i może nawet zaczyna nam to się podobać. To trochę jak w rzeczywistości. Nikt nie jest genialny w każdej kwestii. Co prawda, gra momentami przypomina japońską bijatykę, ale taki jej urok. W końcu to gierka z azjatyckiego podwórka.

Ciekawą opcją w grze, gdzie główną rolę gra Kapital Tsubasa jest Tryb Przygodowy.

Chyba mało kto spodziewał się, że coś takiego się pojawi. Jest to regularna kampania fabularna. Jest to opcja dla tych wszystkich, którzy kochają otoczkę rodem z japońskich komiksów i seriali. Zanim dojdzie do jakiegokolwiek meczu lub treningu, to musimy się najpierw sporo naczytać. Oczywiście, nie jest to moduł dla każdego. Jeżeli lubimy akcje i mecze i jesteśmy fanami Fify, to ta kampania może nas znużyć. Zabawa może okazać się jednak przednia. Podoba mi się zarówno Tryb Kampanii, jak i Moduł Versus. Wszystko zależy od nastawienia i oczekiwań. Jeżeli szukacie tytułu na miarę Fify — to nie ta półka. Gra celuje w innych odbiorców. I tacy gracze na pewno będą zadowoleni.

Bernard to redaktor naczelny SpeedTest.pl. Jest analitykiem i pasjonatem gier. Studiował na Politechnice Wrocławskiej informatykę i zarządzanie. Lubi szybkie samochody, podróże do egzotycznych krajów oraz dobre książki z kategorii fantastyka.