Współcześnie świat stoi przed wieloma problemami – brakiem wody, ociepleniem klimatu, globalnym kryzysem gospodarczym. Bardzo istotnym zagadnieniem jest też kwestia żywności. W Europie radzimy sobie z tym rewelacyjnie, nasz klimat i metody uprawy sprzyjają wysokiej jakości płodów rolnych. Konwencjonalne sposoby wytwarzania żywności mają jednak swoje wady, a naukowcy od wielu lat myślą nad alternatywami. Zapraszamy do testu Huel, zamiennika posiłku w formie proszku.

Huel – jak to właściwie wygląda?

Huel jest produktem, który ciągle reklamował się m.in. na Facebooku. Banery z opisem w stylu „5 złotych za posiłek!” brzmią dość kusząco. Trzeba jednak przyznać, że dla osoby, która przygotowuje dania z podstawowych składników z dyskontu, nie jest to aż tak atrakcyjna cena. Huel jest wegański (o ile nie rozrabiamy go z mlekiem), zawiera komplet składników odżywczych i co najważniejsze – jest prosty w przygotowaniu.

Dla laików przypomnę – Huel jest proszkiem. Tak, to po prostu proszek, który wytwarzany jest przez mielenie różnych zbóż (oczywiście nie brakuje tam składników pokroju sukralozy czy ksylitolu, czyli słodzików, lub witamin „naturalnego pochodzenia”). Pomimo jego popularności wciąż niewiele osób próbowało tego produktu, raczej „znamy kogoś, kto to pił” lub widzieliśmy jakąś recenzję. Zacznijmy więc od podstaw.

Smak i przygotowanie

Smak Huel jest dosyć specyficzny, mocno zbożowy. Na pewno nie przypadnie każdemu do gustu – szczególnie jeśli zamierzamy pić go z wodą, a nie z mlekiem. W takiej sytuacji zbożowa struktura i mocny posmak dają się we znaki. Przynajmniej w moich kubkach smakowych – prawdopodobnie każdy będzie miał inne odczucia na ten temat. Dlatego zdecydowałem się na rozrabianie go z mlekiem.

Miałem do czynienia ze smakiem waniliowym, czekoladowym, „berry” – czyli truskawka, malina i jagoda – i bananowym. Zauważalna była różnica na przykład pomiędzy smakiem „berry” a czekoladowym – ten pierwszy znacznie gorzej rozrabiał się w mleku, trzeba było poświęcić na to trochę więcej czasu. Co ciekawe, problem ten zauważyło wielu użytkowników – być może Huel już go rozwiązał.

Niewątpliwie waniliowy i czekoladowy to najbardziej dopracowane smaki, ciężko je jednak do czegokolwiek porównać. Natomiast „berry” i bananowy charakteryzowały się mocno chemicznym posmakiem, który raczej nie wzbudza pozytywnych odczuć.

Jak to wyglądało w moim przypadku? Raport z kilku miesięcy

Stosowałem Huel w formie jednego (lub maksymalnie dwóch) posiłków dziennie. Najczęściej było to lekkie śniadanie albo kolacja. Trwało to ponad 3 miesiące, jestem więc gotowy podzielić się pewnymi wnioskami. Wszystkie są czysto subiektywne, tak samo jak wrażenia smakowe. Trzeba też pod uwagę wziąć mój tryb pracy (jako niezbyt aktywna osoba mogę sobie pozwolić np. na mniejsze posiłki i obiad o wczesnej porze) i rozkład treningowy (trzy razy w tygodniu FBW).

Ważny jest też cel takiego eksperymentu – w moim przypadku Huel stanowił motywację do kontrolowania własnej diety. Nie miał zastąpić normalnych posiłków, a pomóc w utrzymywaniu limitu kalorii czy balansu makroskładników. W tym zakresie Huel spełnił swoje zadanie. Czy to jednak znaczy, że jest to wybitnie dobry posiłek dla każdego? Zdecydowanie nie.

Wnioski ze stosowania Huel w dłuższym przedziale czasowym

Po pierwsze – nawet szeroka paleta smaków powodowała monotonię. Huel jako jedyne źródło pokarmu to pomysł odważny, niezbyt mądry i ciężki w długoterminowej realizacji. Po drugie – Huel doskonale sprawdza się w codzienności. Faktycznie można go przyrządzić dzień wcześniej, wypić rano lub wieczorem i czuć się najedzonym przez pewien czas. Po trzecie – Huel w diecie osoby aktywnej treningowo to pomysł, który trzeba przemyśleć.

Osobiście, po wzięciu poprawki na wyższe zapotrzebowanie kaloryczne w trakcie dnia treningowego, miałem problem z głodem. Wydaje mi się, że w porównaniu do innego posiłku, który miałby 600 kcal (tyle mniej więcej ma Huel po rozrobieniu z mlekiem 0,5%), nie syci mnie tak mocno. Natomiast w przypadku, kiedy Huel stanowił śniadanie, głód pojawiał się po około 3–4 godzinach, czyli podobnie jak w przypadku pełnowartościowej jajecznicy – tutaj nie mam zarzutów. Po czwarte – Huel musi być spożywany spokojnie, bez pośpiechu. Wydaje mi się, że po zbyt szybkim spożyciu głód pojawiał się w krótkim czasie.

Czy warto inwestować w Huel? Jakie są konsekwencje dla zdrowia?

Na temat tego, czy Huel jest zdrowy, nie jestem w stanie się wypowiedzieć – nie mam wiedzy z tego zakresu. W użytku przez te 3 miesiące nie zauważyłem żadnych, nawet najmniejszych problemów z układem pokarmowym. Mój stan zdrowia od dłuższego czasu utrzymuje się na takim samym poziomie – nie było żadnej poprawy czy też pogorszenia się.

Nie jestem jednak w stanie przedstawić np. badań krwi, gdyż takich po prostu nie wykonałem. Nie sądziłem, że zajdę tak daleko z Huelem, by być w stanie dzielić się takimi informacjami. Co do tego, czy warto w niego inwestować – w moim przypadku jego główne założenie się sprawdziło. Pomógł mi schudnąć 7 kilogramów. Słowo klucz to „pomógł” – jakbym miał stosować w swojej diecie jedynie Huel, prawdopodobnie szybko bym z takiej metody odżywiania zrezygnował.

W trakcie diety deficyt kaloryczny jest efektem skutecznego liczenia wartości odżywczych ze spożywanych pokarmów. Mocna pozycja w postaci Huel, która zawsze ma tyle samo kalorii i nie wymaga liczenia, znacząco pomaga w żywieniowej matematyce. Dobra dieta to taka, którą jesteśmy w stanie realizować – w moim przypadku dieta z Huelem była bardzo praktyczna, bez problemu się w niej odnalazłem.

Relacje moich znajomych, którym dane było skosztować tego specyfiku, były bardzo mieszane. Myślę, że nie jest to opcja dla każdego i przed zakupem warto ją sprawdzić, chociaż jeśli żaden z naszych znajomych akurat nie dysponuje takim produktem, może być ciężko to zrealizować. Huel jest sprowadzany do Polski z Niemiec i nie kupimy go stacjonarnie, a im mniejsze zamówienie, tym wyższa cena za porcję.