Raspberry Pi to jest fenomen, który pd zawsze mnie ciekawi. Nie tyle sama platforma, ile jej sukces. Tak dla nieświadomych, Raspberry Pi to platforma komputerowa stworzona przez firmę Raspberry Pi Foundation. Urządzenie składa się z pojedynczego obwodu drukowanego i zostało wymyślone, by wspierać naukę podstaw informatyki. Premiera Malinki miała miejsce 29 lutego 2012 roku, czyli stosunkowo niedawno, a do tej pory stała się mocno popularna.

Raspberry Pi działa pod kontrolą systemów operacyjnych opartych na systemie Linux, ale nie tylko. Obecny jest też RISC OS. Najnowszy model, Raspberry Pi 2 B, działa również pod kontrolą Windowsa 10.

Specyfikacja:

Typ Komputer jednopłytkowy SBC
Premiera Początek 2012
Procesor Broadcom BCM2835 ARM1176JZF-S 700 MHz, Broadcom BCM2836
Procesor graficzny Broadcom VideoCore IV
Pamięć operacyjna 256 lub 512 MB lub 1 GB
Nośnik danych Złącze SD Card (karty SD lub SDHC) oraz dowolne urządzenia podłączane za pomocą portu USB
System operacyjny Linux (Raspbian, Debian GNU/Linux, Fedora lub Arch Linux)

 

Co nowego u Raspberry?

Nie można zaprzeczyć, że Raspberry pnie się do przodu bardzo szybko. Technologia skłania swoich twórców do tego, aby stale wypuszczali nowe wersje małego komputerka. Tego oczekują użytkownicy. Trzeba przyznać, że tym razem mocno się postarali. Wersja, którą teraz userzy otrzymają do ręki ma zawierać WiFi i Bluetooth. Oczywiście to, co wiemy to na razie tylko przecieki z sieci, ale przeważnie takie plotki się sprawdzają. Ma ona działać z chipem Broadcoma. Będzie to model BCM43143 obsługujący sieci WiFi 802.11 b/g/n, a także Bluetooth Low Energy. Procesor to ARMv7 o taktowaniu 1,2 GHz. Z dodatków pojawią się 1 GB pamięci RAM i magazyn danych dostarczany „zewnętrznie” za pomocą slotu na kartę MicroSD. Nowy model otrzyma numer Raspberry 3. Ponadto posiadać dwa poryty USB 2.0, złącze Ethernet oraz HDMI.

Oczywiście, jak zawsze pojawiły się też hejty w sieci. Znalazła się grupa narzekających na brak USB 3.0 albo Ethernetu 1Gb/s. Sam cieszę się z modułu WiFi. Teraz na pewno skuszę się na kupienie sobie “Malinki” na własny użytek. Oczywiście zakładając, że doniesienia te okażą się prawdziwe.