Wiele osób inwestuje emocjami, a nie rozsądkiem. Takie działania powodują gwałtowne wzrosty wartości spółek – po których zazwyczaj następuje gwałtowny krach. Czy Tesla i CD Projekt Red są inwestycjami wysokiego ryzyka?

Tesla i CD Projekt Red – tak daleko, a jednak tak blisko

Specyfika tych dwóch marek jest niezwykle różna. Mają jednak dwa wspólne fundamenty – ogromny wzrost w ostatnim okresie i bycie częścią sektora tech, który w dobie koronawirusa postrzegany jest jako bezpieczna przystań inwestorów.

Czy faktycznie tak jest? Czy pompowanie pieniędzy w te dwie firmy nie okaże się potworną wtopą, koszmarną w swoich skutkach? Odpowiedź na te pytania jest trudna – sprawa jest dosyć delikatna i skomplikowana. Na pewno prognoza oparta na mechanizmach powstawania (i pękania) baniek spekulacyjnych nie jest zbyt korzystna dla tych firm. Od razu uspokajamy – są także pozytywy.

W zasadzie im więcej mówi się o wadach danych marek, tym lepiej. Nie chodzi tu nawet o redukcję liczby nakręconych, nadpobudliwych i doświadczonych inwestorów. Ma to także spore znaczenie dla samej świadomości osób zainteresowanych giełdą – zawsze warto zdawać sobie sprawę z tego, czym dokładnie zajmuje się dana firma, co jest jej specjalnością i co odróżnia ją od konkurencji. Efektem jest przemyślane i sensowne rozporządzanie swoimi środkami. Inwestorzy zarówno budują swój kapitał, jak i wpływają na wzrost zysków samej firmy, zamiast pompowania pustego w środku balonika. Zacznijmy jednak od podstaw – czym jest bańka spekulacyjna oraz czy Tesla i CD Projekt Red łapią się w definicję tego pojęcia?

Tesla i CD Projekt Red - wykresy

Bańka spekulacyjna – specyficzne zjawisko, którego ofiarą może być Tesla i CD Projekt Red

To specyficzne zjawisko na rynku, które łączy w sobie bardzo wiele różnych procesów ekonomicznych oraz psychologicznych, które rządzą decyzjami inwestorów. Z jednej strony wyczekują oni jakiegokolwiek zysku. Z drugiej strony mniej uczciwi, bardziej cierpliwi i sprytniejsi gracze wiedzą, jak wykorzystać tę potrzebę do swoich celów. Kupowanie ogromnych liczb akcji napędza szum medialny i buduje wizerunek danej firmy jako godnej zaufania i wartej uwagi.

Jak to wygląda w przypadku spółek Tesla i CD Projekt Red? To marki, które z pewnością nie mogą narzekać na problemy wizerunkowe. Obydwie cieszą się opinią dobrej inwestycji w dobie kryzysu. To jednak dopiero pierwsza faza – później mamy do czynienia z tzw. fazą świadomą.

Efekt kuli śnieżnej

Zainteresowanie sięga zenitu – wszyscy rzucają swoje środki na szalę i liczą na konkretne zwroty. Bardziej doświadczeni i mniej zachłanni inwestorzy są w stanie zdobyć w trakcie tej fazy całkiem spore zyski. Ci bardziej ulegający emocjom i szansie na szybki zarobek zaczynają sprzedawać swoje zasoby, byleby opłacić kolejne akcje. To z kolei doprowadza do tak zwanej fali manii. W tym momencie informacje o potencjale marki trafiają do mediów. Tam nie ma miejsca na merytoryczne analizy – okazję błyskawicznie czuje każdy. Na giełdę zmierza masa osób, które nie mają pojęcia o prawidłach rynkowych, dają się nakręcać środkom masowego przekazu i liczą na prosty dorobek.

Oczywiście prowadzi to do krachu, który doprowadza do łez pseudoinwestorów, którzy tracą całe fortuny na bańkach spekulacyjnych. Czy scenariusz ten nie wygląda znajomo? Być może tak – w końcu teraz też można stwierdzić, że faza manii w przypadku Tesli i CD Projekt Red trwa w najlepsze.

Prawdopodobnie nie jest jednak tak źle, jak w przypadku rasowych baniek spekulacyjnych, które poza otoczką pompowanego balonika nie prezentowały nic. „Problemem” zarówno Tesli, jak i CD Projekt Red jest fakt, że marki te mają wiele do zaoferowania. Ich wewnętrzna struktura działa bardzo sprawnie, a ocena finansowa nie jest jednoznacznie negatywna. Pamiętajmy jednak o tym, że giełda to miejsce, w którym zmagają się ze sobą prawidła różnych dziedzin. Jeśli wykres pokazuje, że mamy do czynienia z bańką spekulacyjną, jest większa szansa na to, że ostatecznie pseudoinwestorzy zaczną masowo wycofywać swoje środki, co przyczyni się do faktycznego krachu.

Na temat tego, czy warto inwestować w CD Projekt Red, już było – czy coś się zmieniło?

CD Projekt Red to spółka, która nie jest bez wad. Mówiliśmy o kwestiach, które powinny zaalarmować inwestorów – w tym niezbyt korzystne prognozy, słabe warunki względem stabilności oraz „bycie marką jednego produktu”. W przypadku analizy w kierunku bańki spekulacyjnej wygląda to jednak dość dobrze.

Przyjmijmy, że aktualnie mielibyśmy do czynienia z fazą manii – trochę tak to można odbierać. Media trąbią o sukcesach giełdowych CD Projekt Red, a wiele osób dostrzegło w tej firmie jedyną stabilną lokatę na najbliższe lata. Jak się okazało, od czasu opublikowania poprzedniego materiału na ten temat CD Projekt Red zaczął nieco tracić. Wygląda na to, że gwałtowny i niemożliwy do utrzymania wzrost zastopował, a widmo krachu jest bardzo odległe. Firma jest w stanie doskonale łączyć swój PR ze skutecznym inwestowaniem i przemyślanymi decyzjami finansowymi. To oznacza, że nawet jeśli problem tego typu istnieje, włodarze CD Projektu raczej zdają sobie z tego sprawę i już reagują.

Wydaje się, że jedną z technik, która wskazuje na takie działanie, jest lekkie studzenie entuzjazmu przed premierą kluczowego produktu – Cyberpunka 2077. Głównym zmartwieniem marki może być potencjalnie słaba sprzedaż tej gry, chociaż w tym momencie absolutnie się na to nie zanosi. Alarmujący jest jednak sam fakt, że sukces firmy jest zależny w znacznej mierze właśnie od tej jednej inicjatywy. Być może przy spektakularnej sprzedaży inwestowanie w CD Projekt Red wróci do łask i będziemy mieć do czynienia z kolejnym gwałtownym wzrostem. Na razie ciężko to przewidzieć – liczymy jednak na to, że marka jest w poprawnej kondycji.

Tesla – tu sytuacja jest bardzo dynamiczna

Scenariusz Tesli wygląda jak z rasowej historii o bańkach spekulacyjnych. Mamy świat, w którym panują niskie stopy procentowe – kryzys dotyka każdy aspekt prowadzenia działalności gospodarczej. W tym świecie pojawia się jedna firma-zbawca, która gwarantuje stabilny wzrost. Co więcej, jest powiązana z technologią – wiele dotychczasowych baniek było związanych właśnie z tym faktem (na przykład słynna bańka internetowa z przełomu tysiąclecia).

Wiele początkujących inwestorów zakłada, że doskonale rozumie prawidła tego sektora, jako że na co dzień korzystają z jego dobrodziejstw. Często jednak jest zupełnie inaczej, a na koniec dnia zamiast z aukcjami Apple, pozostają z Bitcoinowym dołkiem. Tesla zanotowała rajd na giełdzie, którego dawno nie widzieliśmy. O tym, że może dotyczyć jej problem bańki spekulacyjnej, mówiło się od wielu miesięcy. Początkowo kiełkowało zainteresowanie – Tesla przeszła przez fazę pierwszą do drugiej praktycznie bez żadnego momentu na odpoczynek. Teraz teoretycznie powinniśmy mieć do czynienia z fazą manii, jednak niestety (dla Tesli) nie wygląda na to, żeby tak było. Być może krach rozpoczął się już teraz.

Słynny dot com bubble – ceny niektórych spółek wciąż nie wróciły do poziomu sprzed 2000 roku. Źródło: Wikimedia Commons (CC 3.0)

Aukcje weszły na legendarny poziom

Elon Musk dołączył do ścisłej czołówki najbogatszych ludzi na świecie. Mieliśmy usłyszeć o rewolucji podczas Tesla Battery Day, jednak nie doczekaliśmy się jej. Sama Tesla była na początku września w szczycie swojej wartości – 500 dolarów za akcję.

W przypadku krachu mamy do czynienia ze zjawiskiem „bull trap”. Jest to sygnał ostrzegawczy – cisza przed burzą. Wykresy na moment się uspokajają, zaczynają na moment rosnąć, by potem gwałtownie spaść. Widać, że Tesla jest więc znacznie głębiej uwikłana w procesy rynkowe niż CD Projekt. Zdecydowanie sprzyja temu specyfika giełdy amerykańskiej. To także minimalny plus – dosyć szybko dowiemy się, czy jest to faktycznie krach, czy może po prostu chwilowy brak wzrostu.

Battery Day nie był udanym wydarzeniem

Ważnym aspektem dla inwestorów było zaprezentowanie superwydajnych ogniw bateryjnych. Tak się jednak nie stało – Battery Day został odebrany niezbyt pozytywnie. Inwestorzy chcieli usłyszeć o rewolucjach, sam Musk musiał przed eventem uspokajać nastroje i podkreślać, że wcale nie ma nic aż tak innowacyjnego do pokazania. Pogłoski jednak ruszyły – debaty na temat ogniw tak wydajnych, by mogły obsługiwać samoloty elektryczne, były prowadzone w topowych mediach technologicznych z wybitnymi przedstawicielami tej branży.

Przyszedł jednak czas rozliczeń. Pod pewnymi względami konferencję Battery Day należy zaliczyć do bardzo pozytywnych. Pomimo tego, że zaprezentowane informacje świadczą o tym, że marka zmierza w dobrym, przemyślanym kierunku, inwestorzy tracą wiarę w Elona. Tesla wciąż liże rany po sporych spadkach w krótkim czasie – to niestety pokazuje, kto tak naprawdę inwestuje w tę firmę. Są to głównie osoby, które karmią się sensacją, pragną tworzyć nowoczesne technologie od ręki, najlepiej natychmiast. W rzeczywistości każdy sektor – szczególnie energetyczny i EV – wymaga lat na opracowanie nowych rozwiązań, a co dopiero ich adaptację do użytku codziennego. Cierpliwość jest także domeną każdego odnoszącego sukcesy inwestora. Przed Teslą stoją ogromne wyzwania – a alarmujące przekazy i podejrzanie wyglądające wykresy nie sprzyjają ich pokonaniu.

Tesla i CD Projekt Red – czy warto inwestować w dwóch gigantów technologicznych?

W sytuacji, gdy marki notują tak wysokie wzrosty, trzeba myśleć realnie. Przede wszystkim warto czytać wiele analiz i wyrabiać sobie opinię na bieżąco. Nie warto kierować się opiniami przypadkowych osób, które nagle odkryły w sobie wilka z Wall Street.

Problemem baniek spekulacyjnych jest to, że nie wiemy do końca czy nimi są, czy też nie, dopóki nie dojdzie do krachu. Przypominamy jednocześnie, że analiza opierająca się o przykłady z przeszłości i podstawowe prawidła rynkowe nie daje wcale 100% pewności, że coś warte jest inwestycji. Giełda to miejsce pełne ryzyka, ściera się na niej cały świat – od wydobycia węgla po sektor hi-tech.

Na razie można określić Teslę jako inwestycję o ponadprzeciętnym wskaźniku ryzyka, a CD Projekt Red jako markę mocno zależną od jednego produktu, co nie jest zbyt atrakcyjnym PR jak na firmę tej rangi. Sytuacja powinna się wyklarować już niedługo – do grudnia 2020 na pewno będziemy wiedzieć, jak firmy te radzą sobie z aktualnymi kryzysami, nowymi projektami i rozwojem wewnętrznym.

Źródło: Google Finance, opracowanie własne