Skusiłem się. Do tej pory kupowałem CD z muzyką, bo lubię mieć ładną płytkę na swojej specjalnie przygotowanej półeczce. Tak się jednak stało, że jedna z moich ulubionych kapel wydała nowy singiel. Owszem, puścili ten kawałek też na YouTubie i pewnie stwierdzicie, że mógłbym sobie odtwarzać stamtąd. I pewnie macie racje, ale kawałek bardzo mi się spodobał i chciałem go mieć u siebie, aby odtwarzać bez dostępu do internetu. Postanowiłem więc zakupić go na iTunes. Robiłem to pierwszy raz, wcześniej z iTunes nie korzystałem, ponieważ wolę standardowe kupowanie płyt CD. Panowie z kapeli, którą lubię, oczywiście tam go wydali. Moje zdziwienie nie miało końca po tym, co w trakcie tych zakupów zobaczyłem.

Kupujemy na iTunes

Moja ulubiona kapela wypuściła nowy kawałek w przedsprzedaży na iTunes. Byłem na tyle niecierpliwy, że nie mogłem się doczekać, aż wyjdzie cała płyta i zamówiłem przedsprzedaż. Oczywiście w dniu, w którym utwór miał się ukazać, przyszedł mi mail powiadamiający. Nie czekałem długo, aby go nabyć. Dodałem kartę kredytową do swojego serwisu iTunes i kliknąłem link kierujący do zakupu. Jak widać na załączonym obrazku na dole, kawałek kosztował 1,29 euro.

blossom001 blossom002

“Nieautoryzowane” obciążenia

Piosenkę oczywiście zamówiłem, no bo, jak i czekałem, aż przyjdzie informacja o pojawieniu się utworu. Jednak, gdy sprawdziłem kartę kredytową, zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Moje obciążenie na niej wynosiło 1,89 euro. Zgłupiałem. Pomyślałem, że może jakieś wałki są, że iTunes przelicza kwotę w Euro na Dolary, a później na złotówki, że doliczają jakiś procent. Nie reagowałem. Czekałem. Piosenka w końcu pojawiła się na iTunes, ja dostałem maila i oczywiście ją ściągnąłem. Pocieszyłem się kilka minut, a tu dostałem SMS z informacją, że iTunes obciążył moją kartę kredytową kwotą 1,29 Euro. Teraz przynajmniej kwota wynosiła tyle, co koszt utworu. Co w takim razie ze wcześniejszą opłatą?

wyciag_z_karty

Masz wątpliwości? Zadzwoń na support Apple

Długo dorabiałem sobie historyjkę. Wymyślałem różne teorie spiskowe. A to, że przedsprzedaż kosztowała, a to, że opłata abonamentowa. Nic jednak takiego nie znalazłem w dokumentacji. Chcąc nie chcąc postanowiłem zadzwonić do Supportu Apple. Jak wiecie zapewne, nie lubię help desku, supportu, więc zrobiłem to z miną zdychającego jeża na środku drogi. Cała procedura zaczyna się na stronie supportu iTunes. Wybrałem sobie odpowiednią kategorię, czyli rozliczenia. To, co mnie zdziwiło w pierwszej kolejności, to brak durnowatego formularza do wysyłania zgłoszeń, z jakim w większości firm się spotykam. Nie było także rubryki kontakt, gdzie znajdować się powinna lista telefonów, z których trzeba wybrać najbardziej odpowiadającą nam preferencję. Co będę dużo pisać — wygląda to tak. Sami zobaczcie, bo nie uwierzycie.

support_strona

No kurde! Oczy wyszły mi z orbit. Apple będzie do mnie sam dzwonił. No dobra! Postanowiłem to sprawdzić, bo nie mogłem uwierzyć, że to możliwe. W następnym oknie pojawił się formularz kontaktowy, w którym wpisać trzeba było swoje dane osobowe i numer telefonu oraz Apple ID.

formularz

Nie zdążyłem doliczyć do 120 (2 minuty, plus minus), gdy mój telefon zadzwonił. Oczywiście uruchomiła się automatyczna sekretareczka prosząca o wciśnięcie 1 i informująca, że rozmowa jest nagrywana. I teraz najlepsze. Po drugiej stronie słuchawki powitał mnie niesamowity miły konsultant, mówiący w naszym ojczystym języku (już myślałem, że trzeba będzie “gawarit” po “inglisz“, który się przedstawił, stwierdził, że to dobrze, że do nich zadzwoniłem, że problem, który mam jest bardzo ważny i trzeba go rozwiązać, że już sprawdza, co się dzieje. Wytłumaczył mi, że opłata naliczana jest w przypadku aktywowania, edytowania i używania karty kredytowej. Bank wysyła informację sprawdzającą, czy karta nie jest obciążona i w ciągu 14 dni oddaje tę kwotę. Rozmowa była tak miła, że aż nie byłem w stanie uwierzyć, bo jeszcze nie dawno nie wierzyłem w support idealny, a tu takie zdziwienie. Muszę przyznać, że w tym momencie Apple zrobił na mnie ogromne wrażenie i firma ta zyskuje w moich oczach coraz bardziej. Naprawdę starają się utrzymać jakość usług na bardzo wysokim poziomie. W jednej z firm hostingowych, w której mam serwery odpisaliby mi, że u nich działa i nie wiedzą, w czym problem, albo po moim dzwonieniu burczeli do słuchawki z jakimś obcym języku (klient polski, panel do zarządzania polski, strona, z której brałem telefon kontaktowy polska, a konsultant naparza jakimś łamanych “turkish-inglisz z domieszczką czajnas“). Także, wielki plus dla Apple i jestem pod wrażeniem. Oby tak dalej i oby więcej firm brało z nich przykład.

Bernard to redaktor naczelny SpeedTest.pl. Jest analitykiem i pasjonatem gier. Studiował na Politechnice Wrocławskiej informatykę i zarządzanie. Lubi szybkie samochody, podróże do egzotycznych krajów oraz dobre książki z kategorii fantastyka.