Może i kable mają swoje pozytywne strony i jest ich całkiem sporo, to w dzisiejszych czasach stają się coraz bardziej zbędne i uciążliwe. Mało kto trzyma laptopy na zasilaczu — tego używa się raczej do ładowania, a i powoli internet kablowy staje się funkcją bardziej korporacyjną. To samo dotyczy ładowania. Nie jest to temat jakiś specjalnie nowy.

Sprawa bezprzewodowego ładowania ciągnie się jak flaki z olejem od bardzo dawna. Nie, żeby nie było tego w użytku — jest i ma się całkiem nieźle. Jednakże nie wszystkie urządzenia mają taka możliwość, a i użytkownicy nie specjalnie mają ochotę migrować na nowy typ dostarczania energii do swoich urządzeń. Okazuje się, że w naszym kraju mają ambicję na zamianę tego podejścia. Mówię tutaj o firmie Whirla. Mają oni bowiem zamiar pomagać swoim klientom w instalacji i użytkowaniu bezprzewodowych ładowarek. Co więcej, takowe ładowarki już teraz możemy je spotkać na stacjach Moya i w salonie Orange. Nie wiem na tę chwilę, ile modeli i co najważniejsze sztuk telefonów w naszym kraju da się ładować właśnie w ten sposób, ale pomysł niesamowicie mi się podoba.

Nigdy nie byłem zwolennikiem ciągnących się kabli.

Na pewno z takim ładowaniem świetnie radzą sobie najnowsze flagowce naszych gigantów: Apple, Samsung, Sony, LG, czy też Huawei. Okazuje się, że Xiaomi także wyposażyła w tę funkcję swojego nowego Mi Mix 2s. Mało kto jednak wie, że starsze modele też można ładować bezprzewodowo za pomocą etui i adapterów. Teraz może o samej firmie. Ładowarki Whirli skierowane są do przestrzeni komercyjnych – centrów usługowych, biur, a także restauracji, hoteli czy kawiarni. Można je przetestować choćby na Orange Warsaw Festival. Usługa działa tak, że monterzy Whirli przyjeżdżają na miejsce i ukrywają ładowarki pod blatami stołów, z których następnie korzystać mogą wszyscy chętni. Proste jak budowa cepa albo i bardziej. Ładowarki te są w pełni odporne na zalanie, ale i ingerencję osób trzecich, co jest istotne zwłaszcza w przestrzeniach publicznych, gdzie każdy praktycznie ma dostęp do nich. Ważne jest też to, że ładowarki te wykorzystują najszybszy standard QI 1.2, który nie odbiega znacząco szybkością ładowania od kabla. I to jest właśnie ten moment, kiedy ładowanie po kablu przestaje być opłacalne. Ceny zaczynają się zaś od 290 zł za szybką ładowarkę wraz z profesjonalnym montażem w meblach. Oznacza to, że można je choćby zamówić do firmy, albo nawet domu, jak ktoś ma taką fantazję. Ja bym z miłą chęcią skorzystał z takiej oferty. Przynajmniej miałbym ładowarkę w jednym miejscu, a nie tam, gdzie akurat poleciała (a później szukam jej godzinami). Dodatkowo Whirla może być także „zaszyta” w aplikacji klienta, więc zadziała dopiero w momencie, kiedy użytkownik zainstaluje aplikację danego obiektu.

Bernard to redaktor naczelny SpeedTest.pl. Jest analitykiem i pasjonatem gier. Studiował na Politechnice Wrocławskiej informatykę i zarządzanie. Lubi szybkie samochody, podróże do egzotycznych krajów oraz dobre książki z kategorii fantastyka.