Jakiś czas temu użytkownicy (my także) dziwili się nagłą i wielką miłością, jaką zapalała firma Microsoft do OpenSource.

Wielki potentat rynkowy z Redmond, który nigdy nie przepadał za wielbicielami pinwinka, afiszował się na lewo i prawo ze swoim uczuciem do systemów z rodziny Linux. Miłość ta zaowocowała nawet pojawieniem się templatek z Ubuntu w Centrum Azure oraz wrzuceniem konsoli Linuksowej do Windows 10 w wersji Insider. Jak jednak wiadomo, miłość gdzie dwóch partnerów nie do końca do siebie pasuje, bywa burzliwa i krótka.

Windows to jeden z najważniejszych, a właściwie należałoby stwierdzić, że najważniejszy produkt firmy Microsoft.

Mogłoby się wydawać, że nic poza tym systemem nie istnieje, ale nie można być bardziej w błędzie. Co więcej, wiele osób używających alternatywnych rozwiązań, nawet nie chce na produkt MS spoglądać. Do tej pory, Microsoft niespecjalnie zwracał uwagę na technologiczny underground. Prawda jest jednak taka, że od jakiegoś czasu ci z pozoru malutcy wydają się mocno rosnąć w siłę. Co więcej, biorąc pod uwagę niektóre projekty Microsoft, zaczęli być gigantom z Redmond potrzebni. Mówię tu o systemach z rodziny Linux. Jakiś czas temu Microsoft został członkiem Linux Foundation, co oznacza zobowiązanie do wspierania systemu Linux i innych projektów open source realizowanych przez fundację. Nie obeszło się bez echa, a w środowisku zawrzało. Prawda była jednak taka, że Microsoft miał swoje powody, aby zrobić taki krok.

Zacznijmy może od tego, że chodzi tutaj o system Microsoft Windows 10 S.

Ten OS miał być odpowiedzią na Google Chrome OS, o czym zapewne mało kto wie. Co więcej, implikowało to wielką współpracą z OpenSource i Microsoft na znak przyjaźni z Linuksem udostępnił w Windowsie możliwość instalacji Linuksowego shella. Nie było to takie hop siup. W Wersji Windows 10 Insider można było zainstalować całe środowisko Linuksowe z poziomu konsoli. Wszystko właśnie przez Windows 10 S. W momencie, gdy okazało się, że Windows 10 S nie uruchamia aplikacji win32, pewne nadzieje wiązano właśnie z Linuksem, chociaż nie było to głośno powiedziane. Bo przecież, jakoś trzeba wgrać na tym systemie choćby Google Chrome. Do tego właśnie miał być potrzebny Linux.

Czym jest w ogóle Windows 10 S?

Wszystko wygląda na to, że jest to odpowiedź Microsoftu na Chromebooki. Co więcej, jest to jedynie wersją demo prawdziwego systemu operacyjnego. Problem tego systemu polega na tym, że zasobność Sklepu Microsoft nie pozwala na instalowanie takich aplikacji, jak choćby Chrome, czy Firefox. Mało który użytkownik będzie chciał system, gdzie jedyną przeglądarką będzie Edge. Jak wiadomo, przeglądarka Microsoftu nie jest w najlepszej kondycji. Jest ona mocno promowana przez giganta z Redmond, ale chyba nawet oni wiedzą, że to przedłużanie żywotu zdychającej aplikacji. Ciekawą informacją jest też to, że Windows 10 S odcina nas od starego oprogramowania i de facto zmusza do korzystania z rozwiązań Microsoftu.

Systemów operacyjnych na tę chwilę jest wiele.

Nie jesteśmy zmuszeni do korzystania z Microsoft Windows. Jednakże, jeżeli wymienimy system, musimy przyzwyczaić się do innej pracy i braku pewnych rozwiązań. Na rynku na tę chwilę mamy do wyboru:

  • Microsoft Windows – w różnych wersjach, od stabilnej jeszcze 7 do Windows 10, jak wiadomo system na swoje problemy, ale kto ich nie ma.
  • wszelkiego rodzaju dystrybucje Linux – jeżeli bardzo zależy nam na aplikacjach z półki MS, zawsze mamy Wine, albo PlayOnLinux, oba projekty radzą sobie coraz lepiej na rynku IT.
  • OS X – taka zabaweczka od Apple, w porównaniu do Linux ma nieco bogatsze repozytorium, istnieje możliwość instalacji Wine, niestety działa tylko z komputerami typu Apple, wersja hackowana, pod PC, jest mocno niestabilna.
  • Chrome OS – pozwala na instalację aplikacji ze sklepu Google Android, bardzo zamknięty system, aczkolwiek szybki.
  • różnego rodzaju BSD, Solarisy, i inne badziewia.

Windows 10 S wygląda tutaj jak porzucona przez rozpieszczoną nastolatkę zabawka. Microsoft, planując ten system, nie przemyślał, że konkurencja na rynku jest zbyt wielka, a on nie ma narzędzi, aby wypromować swoje cudeńko na gwiazdę. Pewnym rozwiązaniem była właśnie przyjaźń z systemem Linux, ale jak widać, Microsoft traktuje przyjaźń tylko jednostronnie.

Jeżeli wydawało wam się, że Microsoft bezinteresownie obcował w Linuksami, to jesteście w błędzie.

Spokojnie, byłem tak samo naiwny przez jakiś czas. Cały proces opierał się o przywrócenie obsługi programów win32 za pomocą Wine. Taki biedny Wine pod Linux, a mógł się jednak przydać. Jeżeli nie wiecie, czym jest Wine, to oczywiście przybliżę etymologię tej aplikacji. Pamiętajmy jednak, że Wine nie jest żadnym emulatorem, co wskazuje sama nazwa. Skrót Wine rozwijamy jako Wine Is Not Emulator. Jest to swojego rodzaju implementacja Windows API w systemach Linuksowych. Dzięki tej aplikacji dystrybucje Linuksa mogą uruchamiać oprogramowanie stworzone dla Windowsa. Ot, taka zabawka dla fanatyków aplikacji, które z założenia mogą działać tylko na Microsoft Windows. Osoby, które na co dzień nie mają do czynienia z Linuksem, zapewne nie zdają sobie sprawy, na jakim etapie jest rozwój tego narzędzia. Na tę chwilę bez problemu na Linuksie można odpalić najnowsze aplikacje i gry kompatybilne z Windows 10. Okazuje się, że działa nawet gra Wiedźmin 3.

Stało się jednak coś, czego się nie spodziewaliśmy i Microsoft zablokował instalację podsystemów Linuksa w Windows 10 S.

Wszystko dlatego, że Linux, a dokładniej Wine zaczął sobie radzić coraz lepiej z uruchamianiem apek, które pozornie na Linuksie nie powinny działać. Żeby nie było, jest przecież oficjalny powód zmiany nastawianie. Według Microsoft wszystko opiera się o kwestie bezpieczeństwa.

Przemek jest mózgiem operacyjnym SpeedTest.pl. Studiował na Politechnice Wrocławskiej elektronikę i telekomunikację. Zarządza projektami IT, relacjami z klientami oraz nadzoruje procesy rozwoju. Prywatnie zaangażowany w rodzinę, wsparcie różnych działalności charytatywnych i projekty ekstremalne.