Netflix to bez dwóch zdań moja ulubiona platforma z wideo na życzenie. Mimo wielu wad, jakie posiada, jestem jej wielkim fanem.

Choćby dlatego, że baza produkcji jest ogromna, nawet jak na nasz kraj i co rusz dodawane są nowe tytuły. Co prawda Netflix sparzył się na niektórych produkcjach, ale nie zawsze można być na szczycie.

Najbardziej nieudanym produktem wypuszczonym przez tę platformę według mnie była ekranizacja bardzo popularnej mangi japońskiej Death Note.

Jest to dla mnie o tyle duży cios, ponieważ jest to jeden z moich ulubionych tytułów. Już jako młody człowiek czytałem komiks i oglądałem serial anime z zapartym tchem. Zarówno jedna forma, jak i druga opierała się na fantastycznej kreacji postaci i rewelacyjnym świecie przedstawionym. Psychologia oraz metodyka kontaktów i relacji między bohaterami to istna petarda — materiał na pracę doktorską. W momencie podejścia do filmu, który Netflix wypuścił i obdarzył tym samym tytułem, dostałem gorączki, co możecie przeczytać na łamach naszego bloga – Oglądnąłem Death Note od Netflixa!.Bolało niemiłosiernie. Główny bohater zrobiony na strachliwego kurczaka z totalnie nieprzemyślanym scenariuszem działań. Wszystko jest zrobione na styl amerykański, który różni się od tego japońskiego.

W szkole w Japonii obowiązuje dyscyplina, poważne podejście do obowiązków, klasa i szyk.

W USA, jak wiadomo mamy wolną amerykankę — dosłownie. To właśnie odbija się na scenariuszu. Oczywiście, produkcja może się podobać, jeżeli ktoś nie oglądał oryginału i nie jest fanem kina psychologicznego. Młody Yagami w oryginale był socjopatą bez uczuć, wycofanym emocjonalnie z niesamowicie rozbudowanym poczuciem sprawiedliwości. Główny bohater filmu to typowy amerykański nastolatek, bez matki, która zmarła z tragicznych okolicznościach i z problemami. Jest chaotyczny, niezbyt ogarnięty i mocno niezdeterminowany.

Mam wrażanie, że bardziej stojąca na ziemi była Mia.

Najbardziej zaskakującą i żałosną sceną była dla mnie ta, kiedy Light zobaczył Riyuuka. Był to moment, w którym zastanawiałem się, czy na pewno jeszcze oglądam Death Note, czy nie przełączyło mnie na jakąś niskobudżetową produkcję dla nastolatków. Yagamiego nie trzeba było prowadzić za rączkę. Miał własne decyzje i plan działania. Właśnie to sprawiało, że akcja była wartka i przerażająca. Wersja amerykańska jest zwyczajnie nudna i przewidywalna i niesamowicie brutalna. Zasady działania Notatnika są także inne, niż w wersji japońskiej i jest ich o wiele więcej. Niektóre są mocno absurdalne. Wszystko jest śmieszne i mało prawdopodobne. Mam wrażenie, że osoba, która pisała scenariusz, nie bardzo wie, jak wygląda działanie ludzi i że istnieje coś takiego, jak ciąg przyczynowo-skutkowy. To, co dzieje się w ekranizacji Netflixa nie bardzo trzyma się kupy.

Okazuje się jednak, że Netflix chyba chciał się odkupić i ułagodzić fanów oryginału.

Wcale mnie to nie dziwi. Zarówno manga, jak i anime Death Note to hity dekady. Stoją bacznie obok takich produkcji jak choćby Bleach, Neon Genesis EvangelionChobbitsHellsing. Tytuł ten naprawdę warto obejrzeć, jeżeli nie miało się go ani w rękach, ani przed oczami. Jest to prawdziwa esencja historii Notatnika Śmierci. Główny bohater to jeden z najlepszych i najtęższych umysłów w całej Japonii. Jest także niesamowicie pilnym uczniem, który świetnie panuje nad swoimi emocjami. Wpada on tak samo, jak z wersji amerykańskiej na Notatnik, dzięki któremu może zabijać ludzi. Notes ten jest własnością Boga Śmierci Shinigami o imieniu Riyuuk. Okazuje się jednak, że Yagami w wersji japońskiej to uosobienie socjopaty bez emocji i świetnie panujący nas swoimi działaniami. To sprawia, że film ma klimat psychotycznego.

Do korzystania z Notatnika nakłaniają do wyższe idee budowania lepszego świata, w których on będzie Bogiem.

Oczywiście, jego działania nie pozostają niezauważone i po serii morderstw, rząd postanawia podjąć drastyczne środki zapobiegawcze. Za poszukiwanie Boga odpowiedzialnego za zgony przestępców zabiera się najlepszy detektyw świata, niekonwencjonalny i lekko odosobniony L. Notatnik śmierci to chyba jedno z najbardziej rozpoznawanych i cenionych anime wśród fanów japońskiej animacji. Fabuła filmu znacznie odbiega od mangowych wątków, co nie spotkało się z aprobatą wielu miłośników komiksu. Anime jest znacznie wierniejszą adaptacją mangi, niemalże w stu procentach zgodną z papierowym pierwowzorem. Anime Notatnik śmierci liczy 37 odcinków w reżyserii Tetsuro Arakiego.

Nie jest to wiele, można pochłonąć to w jeden — dwa dni.

W 2007 roku Death Note zdobył nagrodę Eagle Awards w kategorii najlepsza manga. Pokazuje to, jak genialna jest to powieść i jak ma świetny scenariusz. Tatsuya Fujiwara, aktor grający Lighta w filmach, określił Death Note mianem „bardzo ekscentrycznej opowieści”, opisującej „trwałe motywy”, zbliżonej w tej sprawie do Zbrodni i kary. Jestem w stanie zgodzić się z taką tezą. Porównałbym go też także do takich tytułów jak choćby Milczenie Owiec, czy Piła. Jest ona tak samo psychotyczna i trzymająca w napięciu. Z tego miejsca chciałbym polecić oryginalny Death Note, nawet jeżeli ktoś nie do końca lubi taki gatunek jak anime — warto obejrzeć to dla scenariusza. Mogę wam zagwarantować, że nie pożałujecie.

Przemek jest mózgiem operacyjnym SpeedTest.pl. Studiował na Politechnice Wrocławskiej elektronikę i telekomunikację. Zarządza projektami IT, relacjami z klientami oraz nadzoruje procesy rozwoju. Prywatnie zaangażowany w rodzinę, wsparcie różnych działalności charytatywnych i projekty ekstremalne.